Armia Miłości
W dalekim królestwie żyło dwoje młodych ludzi. On - pasterz o jasnych niczym pszenica w świetle słońca włosach, ona - służka na dworze króla, wiecznie uśmiechnięta, o ryżych włosach plecionych w dwa warkocze.
Znali się od dzieciństwa, kiedy to on uciekał do lasu, by "polować na grubego zwierza", a ona zawsze podkradała kawałek chleba z pałacowej kuchni, by mogli go oboje zjeść na polance niedaleko strumyka. Właściwie od początku wiadomo było, że ich znajomość prowadzi do miłości - tej pierwszej, niewinnej i nierozerwalnej. Król cieszył się widząc swoją służkę tak radosną, jego kochały wszystkie owce i nawet wilki omijały stado, którego pilnował, jak gdyby wiedziały, że psując tą sielankę popełnią coś strasznego.
Sielanka jednak nie miała trwać długo. Pewnego ranka myśliwi znaleźli go martwego, krew i wnętrzności rozciągnięte były po całej okolicy tak, że nawet zaprawieni w boju mężczyźni nie mogli uwierzyć w takie bestialstwo. Kto, lub co, dokonało tak straszliwej zbrodni po dziś dzień nie wiadomo. Wiadomo za to, że pozostawiona służka przepłakała dnie i noce po stracie ukochanego.
Wreszcie król, nie mogąc patrzeć na cierpienie swojej ulubionej służącej nakazał sprowadzić z dalekiego kraju zza morza Armię Miłości - grupę młodzieńców, którzy podobno swoją szczerością i entuzjazmem potrafią wyleczyć nawet najbardziej krwawiące serca. Gdy ci pojawili się wreszcie na dworze, na chwilę odzyskała błysk w oczach, tak więc wszyscy myśleli, że pogodziła się ze stratą.
Niecały tydzień później znaleziono ją na brzegu rzeki - martwą.
Tak, wiem, historia napisana prawie jak przez dziecko z podstawówki. Prosta, naiwna i niezbyt zaskakująca. Ale prawdziwa z pominięciem szczegółów anatomii. Ryuu i Tora były moimi ukochanymi kiryskami srokatymi przez długi czas, właściwie to Tora była chyba ostatnią rybką z mojej pierwotnej obsady. Kilka razy próbowałam wprowadzać inne kiryski do ich stada (boć to kiryski stadne są), ale zawsze prędzej czy później padały przez temperaturę, a moja parka i tak ich nie akceptowała. W końcu, jak w historyjce, Ryuu został rano znaleziony z rozpłatanym brzuchem na dnie, a Tora straciła całą werwę, z jaką przekopywała piasek. Następnego dnia kupiłam pięć kirysków spiżowych, by czyściły dno. Wydawało się, że Tora pogodziła się z nowym stadem i nawet razem z nimi pływała. Do momentu, aż znalazłam ją w wylocie filtra. O determinacji, z jaką to zrobiła świadczy fakt, że kiryski 90% czasu spędzają przy dnie, a rzadkie momenty na takiej wysokości są im potrzebne jedynie po to, żeby zaczerpnąć powietrza atmosferycznego, co czasami czynią. Niemożliwe też, żeby nie wyczuła prądu wylewającego się z filtra, a otwór wylotowy jest na tyle mały, że nawet nie była w stanie się przez niego przecisnąć. Od śmierci Ryuu minęło może pięć dni.

No, ale ja nie o tym. Moim planem jest dzisiaj napisać o tych pięknych i majestatycznych rybach, jakimi są kiryski. Nie, to nie sarkazm, te „czołgi” mogą być piękne, wystarczy to dostrzec.

Ważne jest, by podłoże było przynajmniej w części piaszczyste (im drobniejszy piasek, tym lepszy), inaczej rybki nie będą mogły czyścić skrzeli, a podczas żeru uszkodzą lub zupełnie zedrą sobie bardzo delikatne wąsiki. Wiem, że można dojść do informacji, że to tylko szukanie problemu, ale możecie mi wierzyć, że w tym samym akwarium z jedyną różnicą w podłożu ryby te zachowują się zupełnie inaczej. A widok kiryska z ryjkiem zupełnie zakopanym w piasku lub ryjącego od lewa do prawa jest naprawdę świetny. Jak już mówiłam, jest to też kwestia higieny – rybki zasysają pokarm wraz z piaskiem, który wypuszczają skrzelami, w ten sposób czyszcząc się.
Z bardzo małymi wyjątkami są to ryby stadne, najlepiej się czują w pięć i więcej osobników. Sprawia to, że nie powinno się trzymać tych rybek w małych zbiornikach. Myślę, że 50l dla małych osobników to minimum, dla k. spiżowych lub lamparcich, które mogą dorastać do prawie 10cm 100l to minimum absolutne. Ryby naprzemiennie trzymają się razem lub w rozsypce. Czasem też dochodzi do podziału stada na mniej lub bardziej równe pół. Nie jest to niczym alarmującym, o ile od czasu do czasu zbiorą się razem, zwłaszcza na żer. Zaznaczyć trzeba, że stado buduje się jedynie w obrębie gatunku, więc te 5/6 sztuk musi być "jednokolorowa", połączenie 2 sterbi, 2 pand i 2 srokatych nie do nam stada. Oczywiście można mieć kilka gatunków, ale każdy musi mieć swoje stadko, więc tylko w dużych zbiornikach jest to możliwe w optymalnych warunkach.


Czas kończyć posta, zdjęcia w całości nie-moje (może mnie natchnie kiedyś na galerię mojej Armii Miłości. Dodam tylko, że jeśli myślicie o tych rybkach, to one z pewnością wam się odwdzięczą. I nie słuchajcie podpowiedzi "pani z zoologicznego", że można kupić dwa kiryski i w dodatku każdy inny.
Macie jakieś doświadczenia z tymi rybkami? A może chcielibyście? Piszcie ;P
Acha, po śmierci Shina i Bojka obiecywałam sobie (i chyba wam), że już nigdy nie kupię samca. Ale to było silniejsze ode mnie, te ryby wiedzą, jak mnie podejść... w związku z czym do Agatydy zawitała parka Malika i Dhiren (Malika jest taka szarawa, pełną wiedzę będę mieć dopiero, jak jej zejdą paski. A Dhiren jest (nie)typowym multikolorem z zielenią, fioletem, niebieskim, czerwonym i dymnym, w dodatku w kropki. Jeśli chodzi o standard, to piękny okaz Delta, chociaż chyba mu to przeszkadza, bo już sobie zharatał końcówkę ogona)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
1. Za dobre opinie dziękuję.
2. Za złe opinie tęż dziękuję.
3. Za hejty - a kij wam w oko.
4. Jeśli chodzi tylko o powiadomienie o nowej notce - piszcie w odpowiedniej zakładce.
5. Jeśli chodzi o spam - niech wam ręka uschnie.
Dziękuję za wysłuchanie, mówiła Kuroneko.