Tak się zastanawiam, czy nie dawać
dłuższych rozdziałów. No, a jako ze dla mnie jest to wysiłek
porównywalny, wiec pytam o to was. Mam dwie propozycje - rozdziały
1500-2000 slow co 5 dni lub 2000-2500 slow co 7 dni. Bez możliwości
skrócenia czasu oczekiwania. Dla podpowiedzi dodam, że moje posty do tej
pory mają 800-1000 słów, a ten publikowany poniżej dla testu to 1800
niecałe. Co jeszcze... zabrałam się za robienie traileru, ale na efekty
możecie poczekać nawet do końca wakacji (większa cześć to animacja
poklatkowa).
-
Kpisz sobie? Jeśli to rzeeeeczywiście jest takie ważne, to odpowiedz mi
proszę na jedno zasadnicze pytanie: co to ma do cholery wspólnego z
czymkolwiek? – chłopak założył ręce i zatupał niecierpliwie nogą.
-
Rozumiem, że mam iść na skróty i szczegóły zostawić na potem, tak? – w
końcu mężczyzna skapitulował, a gdy nie doczekał się żadnej odpowiedzi,
mówił dalej. – Nie jest to mi na rękę, ale dobrze, nie mam zbytnio prawa
wyboru. Ten mężczyzna, o którym cały czas mówię, to był mój ojciec,
Stephen Eanthyl. Chciał zarejestrować małą firmę zajmującą się
doradztwem finansowym, bo i on, i jego żona, Aikiko byli z wykształcenia
ekonomistami, a Aikiko do tego miała papiery socjologa. Jego kolega w
Wameryce, Michael Cunning obecnie dalej prowadzi swoją firmę, o ile mi
wiadomo, ale nie jest to jakiś interes życia, m2, radny miasta i tyle.
Biznesu pewnie nie przekaże dalej, bo ani John, ani Samantha nie są
zainteresowani firmą ojca, więc…
- Do rzeczy! – przerwał mu oschle Shin.
-
Oczywiście. Ten mężczyzna, o którym zacząłem ci opowiadać, to Kojiro
Okita, wtedy jeszcze głównie model, ale w późniejszym czasie wspólnik
mojego ojca. Poza tym przewodził yakuzie Shinkurogumi, wykorzystując
swoje nazwisko potomka siostry Soujiro Okity, członka legendarnej
Shinsengumi. Nie patrz tak na mnie, to ważne – stwierdził z irytacją,
gdy zobaczył na sobie ponaglający wzrok Shina. – W chwili, gdy mój
ojciec i Kojiro się poznali, moja matka była właśnie w ciąży ze swoim
pierwszym dzieckiem, które przez pobicie niestety poroniła. Dwa lata
później zaszła w już udaną ciążę ze mną. Interes już był rozkręcony na
jakąś lokalną skalę, wiec nie musieli się martwić o finanse. Niedługo
potem Kojiro zaczął znikać na coraz dłuższy okres czasu, zostawiając
rozporządzanie Eanthyl Home Finances mojemu ojcu. W końcu wyszedł i
nigdy nie wrócił, miałem może dziesięć lat, może trochę więcej. Plotka
miejska niosła, że wplątał się w jakieś nieprzyjemne interesy z inną
mafią i zginął. Zwłaszcza, że Shinkurogumi została oficjalnie
rozwiązana. Lata leciały, Eanthyl Home Finances awansowała do Eanthyl
Corporation, jaką jest teraz. I nagle pojawił się znikąd Kojiro, tuż
przed śmiercią mojego ojca, miałem bodaj 27 lat. Wyglądał jakoś inaczej,
niż go zapamiętałem jako dziecko. Był zdecydowanie poważniejszy, może
nawet panicznie rozważny i unikający wszelkich zmian. Tak naprawdę, to
nie do końca rozumieliśmy, dlaczego w ogóle się pojawił. Pod koniec tego
miesiąca, podczas którego mieszkał u nas w głównej posesji, poprosił
mnie o poufną rozmowę. Powiedział, że nie chce i nie może mi
wytłumaczyć, co robił przez cały ten czas, ale jest pewna rzecz, o
której chce, żebym wiedział – Keith zacisnął zęby i zamilkł na dłuższą
chwilę, wyraźnie bijąc się z myślami.
-
Co to było? – spytał miękko Shin, klękając przed mężczyzną i opierając
na dłoniach podbródek na jego kolanach. Stwierdził, że krzykiem i tak
nic nie wyciągnie od mężczyzny, natomiast obudziło się w nim poczucie
winy, widząc, jak ciężko słowa przechodzą przez gardło Keitha.
-
Powiedział, że niedługo umrze. I mój ojciec z resztą też – odpowiedział
w końcu. - Powiedział, że było to wiadome już dawno, że podczas jednej z
transakcji wiele lat wcześniej podpadli jakiejś organizacji
przemytniczej i zostali właśnie namierzeni. Powiedział też, że nie
będzie mi miał za złe, jeśli obwinię go o śmierć ojca, bo to była jego
decyzja. Miał do mnie tylko jedną prośbę. Chciał, żebym odszukał jego
prawie już dorosłego syna, którego sam bez skutku szukał przez ostatnie
lata. Podał mi jedynie datę urodzenia i imię matki – Yukiko Seyya,
aktorkę niezbyt znanego teatru w Dzielnicy 17, swego czasu sławną przez
filmową rolę w „Dekameronie” [wiem, że są wakacje, ale i tak moglibyście
się czegoś nauczyć. Szukać, szukać, jedna z bardziej rozchwytywanych
lektur, zwłaszcza przez płeć mniej przez bogów udaną - przyp. aut.],
potem już zapominaną coraz bardziej. Powiedział, że chciałby, żebym był
dla tego syna nadzieją na lepsze życie, tak, jak Shinkurogumi była
nadzieją na ucieczkę od rzeczywistości dla niego.
-
I co to ma wspól… chwila. Ojciec, który umarł osiem lat temu, matka
aktorka. Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że… - Shin nie był w stanie
dokończyć siedzącej mu w głowie myśli.
-
Owszem. Dzieckiem Kojiro jesteś ty. Imię, które powiedziałem, gdy się
spotkaliśmy, wzięło się od Shinkurogumi, a datę twoich urodzin znałem
właśnie dzięki niemu. Pierwszy rok po śmierci ojca przeżyłem w
autentycznej nienawiści do Kojiro, tak, jak przewidział. Potem na
wierzch wyszło kilka nieznanych mi wcześniej faktów i zrozumiałem, że
nie zawinił. Stwierdziłem, że muszę dochować złożonej obietnicy i
odnaleźć nieokreślonego syna, o którym mi mówił. Do twojej matki
doszedłem bardzo szybko, potem było już gorzej. Właściwie, to gdyby nie
Jack i jego gadatliwość po pijaku nigdy bym nie wpadł na twój trop. Nie
musisz się na nim mścić, nie powiedział mi noc konkretnego, jedynie, że
po Dzielnicy Zero Szweda się skrytobójca, który potrafi się zamieniać w
kota, resztę dopisałem sobie sam. Twój wygląd w większości byłem w
stanie przewidzieć dzięki wczesnym holografiom Kojiro, a odszukanie cię
było kwestią przypadku, od ponad dwóch tygodni robiłem co noc obchód po
niemal całej Dzielnicy – gdy skończył, popatrzył na Shina. Chłopak nie
wyglądał na złego, czy rozgoryczonego, a jedynie zszokowanego tym, co
usłyszał. Prawdopodobnie nie do końca zdawał sobie jeszcze sprawę z
tego, jakie toczące się słowa niosły za sobą znaczenie.
- Skąd wiedzieliście, że mój ojciec – słowo to przeszło Shinowi z wielkim trudem i wahaniem. – że on był kotem?
-
Nie wiem, jak mój ojciec się o tym dowiedział, ale dla mnie nie był to
sekret już od urodzenia. Pamiętam, jak za dziecka jeździłem na nim… a
tak swoją drogą, to jedno mnie zawsze zastanawiało – Keith zmienił temat
podświadomie. – Kojiro zazwyczaj zmieniał się w takiego dużego kota z
białymi uszami i ogonem, tak jak ty teraz. Ten… „gatunek” nie jest u was
dziedziczny? Bo o ile dobrze wiem, to Yukiko jest zwykłym człowiekiem.
-
Jest. Po prostu co innego uznaliśmy za poręczne. To znaczy… Po
pierwsze, to Felina są między sobą bezpłodne w większości przypadków, a
jeśli już dojdzie do jakiegoś wyjątku, to dziecko długiego i
szczęśliwego życia raczej mieć nie będzie, zazwyczaj nie przeżywa
pierwszego roku. Nie do końca też bezpieczna jest sytuacja z jego
transformacjami. Kobiety wśród Felina stanowią większość, dlatego to
samce są poniekąd wyższe rangą już na starcie, bo tylko ich potomstwo
będzie Felina – odpowiedział spokojnie chłopak, z aprobatą przyjmując
fakt, że Keith zaczął go drapać za kocim uchem i bawić się jego na pozór
niechlujną fryzurą. – Większość Felina to zwykłe dachowce, kotowatych
typu lew, czy tygrys jest prawie trzy razy mniej. A elitę stanowi
niecałe piętnaście rodów Felina Nox, które posiadają podwójnie zmienną
postać. Ja, jak i mój ojciec, dziadek i tak dalej należymy do Moon Cat,
księżycowych kotów. Ilość pełnych Felina Nox jest bardzo ograniczona, bo
w każdym rodzie, z małymi wyjątkami, jest tylko jeden członek, który
zyskuje pełnię mocy. Większość po prostu w mniejszym lub większym
stopniu czerpie z przywilejów, ale lider jest tylko jeden. Ja też
zyskałem swoją drugą postać dopiero osiem lat temu, w pierwszą pełnię po
letnim przesileniu.
- Kojiro umarł latem – przyznał Keith. – Jakie to są te „pełne moce”, o których mówisz? Myślałem, że to tylko kocia postać…
-
W większości tak. Ale nie dla Felina Nox. Nie wiem, jak jest u innych,
bo spotkałem tylko jedną kocicę z tego gatunku, dzięki której to
wszystko wiem. Ale dla Moon Cat, poza drugą postacią, będącą ponoć
krzyżówką geparda, serwala i kuguara, jest to lepsza sprawność w pełnię
księżyca. Czuję mocniej, słyszę głośniej, biegam szybciej, moje rany są
mniej dotkliwe i potrafią się wygoić w przeciągu jednej nocy. Tak, jak
ostatnie skręcenie nadgarstka, była pełnia.
-
Czyli te cudowne maści jednak nie są tak cudowne, co? – spytał zalotnie
Keith, pociągając chłopaka za sobą na łóżko. Ten nie protestował, ale
ze śmiechem zaplótł ręce na szyi mężczyzny.
- Ryzykujesz, głupcze. Jeszcze niecałą godzinę temu byłem w stanie cię zabić – stwierdził wesoło, odsłaniając ostre, wąskie kły.
-
Nie będę miał nic przeciwko byciu zabitym przez tak piękną istotę –
odparł równie pogodnie Keith, odnajdując usta chłopaka. Mężczyzna zdążył
już się nauczyć obchodzić ze zwierzęcym szczegółem anatomii i teraz
jego język wodził po długich zębach chłopaka, wiedząc, że sprawia mu to
przyjemność. Ten zamruczał z zadowolenia, przyciągając do siebie nogą
ciało mężczyzny.
-
Pojutrze jest pełnia – stwierdził na bezdechu Shin, gdy na ułamek chwili
jego usta były wolne. Keith tylko wymruczał nieartykułowane
przytaknięcie i sięgnął ręką do zamka koszuli chłopaka. – Jak mam się
kimś zająć, to najlepiej wtedy. I tak będziesz sam spać – stwierdził, po
czym szczęknął z rozkoszy zębami, gdy chłodna dłoń mężczyzny wylądowała
na jego podbrzuszu.
- A to niby dlaczego? – Keith gwałtownie przerwał i podniósł się na rękach. Jego mina wyrażała zawód i niekryte pożądanie.
-
Mówiłem, że podczas pełni moje zmysły działają jeszcze intensywniej,
prawda – stwierdził słodko chłopak, podciągając się i zalotnie ciągnąc
zębami za ucho mężczyzny. – A ja lubię swój stan emocjonalny takim,
jakim jest w tej chwili.
-
Rozumiem, że za każdym razem jak „musisz zająć się chorym ramzesem”
[myślał o pielęgnicach ramireza, popularnych ramirezkach; dop. aut.] lub
„w Ilii jest impreza i obiecałeś pomoc Elii”, to też były pełnie, tak? –
mężczyzna podniósł znacząco brew, a chłopak roześmiał się.
-
Jak do tego doszedłeś, mój drogi Watson’ie? – zachichotał chłopak,
krzywiąc się lekko na myśl, że jego cierpliwość została właśnie wyzwana
na próbę nie do zniesienia. – I naprawdę nie znasz lepszego momentu,
żeby to roztrząsać? – wymruczał niezadowolony. Keith zaśmiał się na tą
uwagę.
- Przepraszam,
kotku, już dłużej nie będę – wyszeptał prosto do spiczastego ucha, a to
drgnęło z ekscytacji. Mężczyzna dokończył rozpinać bluzkę Shina i zsunął
ją pewnym gestem z ramion chłopaka. Zaraz potem na ziemi wylądowała
również i jego koszula, potem dolne części ubrania. - Jutro zamawiam
łoże królewskie do tego pokoju – wymamrotał, przejeżdżając językiem po
wilgotnej od pojedynczych kropelek potu klatce piersiowej chłopaka.
- Jak sobie życzy wasza wysokość – Shin zachichotał nerwowo, gdy jego ciałem wstrząsnął spazm rozkoszy.
Bliskość
pełni robiła swoje, wyczuwał każdy milimetr przylegającej do jego ciała
skóry Keitha, jego niemal gorący oddech na swojej piersi, nieznaczny
ruch brzucha podczas oddechu. A przede wszystkim, niczym najlepszy
afrodyzjak działał a niego zapach Keitha, słodka woń zacierająca wszelki
rozsądek i samokontrolę, emanowała ciepłą aurą bezpieczeństwa,
pożądania i władzy nad jego ciałem i duszą. Była nie do zniesienia, a
jednocześnie nie mógł się zmusić, by przestać zwracać na nią uwagę. To
nie księżyc był winien, to kocia bogini Bastet w nierealności swojej
objawiała się poprzez wpychanie go coraz głębiej w sidła, z których nie
mógłby się wyrwać, nawet, gdyby chciał.
-
Śpiewaj, kotku – usłyszał ponętny, nieco urywany przez szybki oddech
głos w tuż przy swoim uchu. Zamruczał zadowolony i krzyknął, gdy zalała
go fala gorącego bólu, którego za nic na świecie nie dałby sobie
odebrać. Wygiął ciało w łuk, gorączkowo próbując złapać oddech, feeria
docierających do jego zmysłów doznań była wręcz zabójcza, zaciemniała
umysł, odbierała możliwość chłodnej kalkulacji.
- K-keith… - wyjęczał, opierając barki o rozgrzaną, lepką od potu klatkę piersiową mężczyzny.
Verweile doch! Du bist so schön!
I co myślicie o takim układzie? Piszcie!
Acha, dopisek po czasie: nowy rozdział się pojawi, jak co najmniej 3 osoby wypowiedzą się na ten ważny dla mnie temat ;P Z tym, że nie wcześniej, jak w poniedziałek.
I co myślicie o takim układzie? Piszcie!
Acha, dopisek po czasie: nowy rozdział się pojawi, jak co najmniej 3 osoby wypowiedzą się na ten ważny dla mnie temat ;P Z tym, że nie wcześniej, jak w poniedziałek.
Wydaje mi się, że wolałabym dłużej czekać i mieć więcej do przeczytania. Rozdziały co 7 dni chyba by mi pasowały najbardziej. Czekam na trailer i na kontynuację "Kota...".
OdpowiedzUsuńpannanikt001.blogspot.com
Tak... Rozdziały dłuższe chyba byłyby lepsze.
OdpowiedzUsuńNa trailer także będę czekać.
Pozdrawiam.
A ja akurat wolałabym krótsze rozdziały. Nie lubię jak post jest zbyt długi, bo po jakimś czasie zaczynam mieć oczopląs. Jeszcze dodatkowo z moją wadą wzorku... No ale wychodzi na to, że jestem w mniejszości. Zrób co uważasz.
OdpowiedzUsuńPozdro.