środa, 13 maja 2015

Dzielnica Zero - cz.1

Miało być jutro, wrzucam dzisiaj. Przy okazji trochę się wytłumaczę ze struktury publikowanych postów. Jako że rozdziały, jako spójne myślowo fragmenty powieści są długie, będę je dzielić na średnio 5 części (czasem mniej, więcej na pewno nie) i te częsci będą wrzucane jako odrębne posty. Przerwa pomiędzy kolejnymi częściami będzie około półtygodniowa, pomiędzy rozdziałami trochę dłuższa, może tydzień. Prosiłabym o nie nażekanie "za długie, za krótkie". Jeśli komuś za dużo do czytania na raz, można przyjść dwa razy, to nie zniknie. Jak ktoś chce czytać hurtem, to może nawet czekać na cały rozdział i dopiero wtedy zabierać sie za lekturę. Ale nie przedłużając długiego i zanudzając nudnym, oto początek:


Ziewnął przeciągle, przysłaniając z gracją usta dłonią. Nie musiał tego robić, ale i tak coś mu mówiło, że tak będzie wyglądało lepiej. Latarnie się ucieszą z podwyższenia poziomu kultury dzielnicy o czerwonych żarówkach i czarnych alejkach. Nie spieszył się, bo i nie miał dokąd, dlatego też stąpał z wolna. Przypomniał sobie dziecięcą zabawę polegającą na stawaniu „nie na liniach” chodnika i tak właśnie teraz robił, z tym, że może nieco dyskretniej niż dzieciak skaczący ile może, bo trzy najbliższe płytki są popękane. Miał z resztą wprawę z chodzeniu tylko po określonych częściach podłoża, więc nieświadomy niczego widz pewnie nawet by nie zauważył dokładności procederu, jakiemu teraz poddawał się z pełnym zaangażowaniem.
Było cicho, jeśli nie liczyć sporadycznych wrzasków niewypłacalnych ćpunów, czy płaczu karanej przez burdelmamę dziwki. A on lubił ciszę, cisza dużo mówiła. W ciszy mało co się potrafiło schować, dlatego wiedział z dokładnością do kilku metrów, gdzie właśnie znajdował się sportowy samochód, którym ktoś jechał bez większego przekonania o kierunku. Sądząc po silniku, podejrzewał, że było to jakieś Ferrari, góra roczne, ale dość dobrze eksploatowane. Przystanął, wiedziony intuicją i obejrzał się za siebie. Wiedział, że szło za nim trzech mężczyzn o ponadprzeciętnej muskulaturze i poniżej przeciętnej inteligencji, ale nie przeszkadzało mu to, dopóki wiedzieli, że powinni trzymać się od niego z daleka. Zerknął jeszcze raz na chowających się w niezbyt udany sposób podglądaczy, uśmiechnął się lekko z kpiną i wyciągnął telefon, by zadzwonić do mężczyzny, z którym ostatnio załatwiał sprawy w nadziei na kolejną wygodnie spędzoną noc. Nie był to jakiś wybitnie bogaty klient, ale nikt inny nie przychodził mu póki co na myśl. Zgarnął włosy za ucho i już miał zadzwonić, gdy usłyszał szybkie kroki dobiegające ze strony, gdzie zaparkowało chwilę temu auto. Intuicja znów go nie zawiodła, nieznajomy był waliską dolarów na samoobsługowych nogach.
Obejrzał się i zobaczył wychodzącego właśnie z bocznej uliczki mężczyznę w czarnym, sportowym garniturze. Na jego widok nieznajomy uśmiechnął się i pomachał mu z zadowoleniem ręką. Podszedł jeszcze energiczniejszym krokiem, po czym odezwał się z ciężkim akcentem, przywodzącym na myśl obcokrajowca, który nauczył się słów, ale zapomniał ich wymowy w danym języku.  Mimo to wiedział, że był to akcent sztuczny, mężczyzna z całą pewnością pochodził z tego miasta.
- No nareszcie cię znalazłem. Słyszałem od Jacka, że można cię tu znaleźć. Dobrze trafiłem, tak?
- Zależy, kogo szukasz – wzruszył ramionami, sprawdzając jeszcze raz, czy jego towarzystwo jest na tyle daleko, by nie móc słyszeć rozmowy.
- Potrzebuję skrytobójcę na wyłączność, jesteś zainteresowany? – spytał przybysz, jakby w ogóle nie słyszał ostatniej wypowiedzi. – O zapłatę nie musisz się martwić, mam dwie platynowe karty, obie są do twojej dyspozycji ile tylko chcesz. Mieszkanie, służbę, wyżywienie, ubranie i co tam jeszcze trzeba też załatwiam sam.
- A skąd pewność, że nie jestem podstawionym psem, co? - na jego twarzy zagościł lekko kpiący uśmieszek. - Takie informacje na poziomie finansistów pewnie są niezłymi kompromatami, co? – zaśmiał się, ale jego oczy pozostawały cały czas poważne i jakby nie na miejscu – do bólu spostrzegawcze i inteligentne.
- No cóż, rzadko kiedy spotyka się psa, który jest kotem – odpowiedział równie żartobliwie mężczyzna. Na taką odpowiedź spoważniał w sekundzie, a jego wzrok stał się jeszcze bardziej przeszywający i bezwzględny.
- Skąd masz takie informacje, co? Nie przypominam sobie, żeby… - zawahał się na sekundę, po czym prychnął jak zwierzę. – Ten skurwysyn Jack nie potrafi nawet trzymać mordy zamkniętej, komu liże dupę. Radzę mu być co najmniej w Europie, jak chce mieć jeszcze użytek z klejnotów. Choć świat i tak wiele nie straci – wymruczał zirytowany, po czym podniósł wzrok na rozmówcę. – Czego ode mnie oczekujesz? Jakieś konkretne nazwiska, czy jak leci? – spytał szorstko, przez chwilę nie panując nad irytacją.
- Na razie żadne. Jak sam już stwierdziłeś, świat finansistów jest bardzo delikatny na niewygodne informacje. Chcę, żebyś pracował dla mnie jako czarna ręka, słuchał, kto co gada na bankietach, która baba chce narobić szumu z alimentami na cudzego bachora, komu wymówić współpracę i tak dalej. Nie powinno to chyba stanowić dla ciebie problemu, co? Czasami jakiś cieć będzie do zabicia, ale to już tylko dodatek imprezowy. No, a poza tym… - mężczyzna urwał w połowie wypowiedzi z tajemniczym grymasem na twarzy.
- Poza tym? – podniósł w górę brew zaintrygowany. Zazwyczaj nie przepadał za klientami, którzy wymagali od niego czegoś więcej jak pojedynczego zabójstwa czy informacji, ale nieznajomy wydawał się być bogaty i, co ważniejsze, mógł mu dostarczyć rozrywki na dość długi czas. Był leniwy, ale, mimo to, paradoksalnie nie lubił nudy. Pieniądze czy uznanie go nie interesowały, choć uwielbiał wygodę, dlatego też przyjmował bądź odrzucał zlecenia na postawie intuicji, czy będzie się przy nim dobrze bawił. Jego intuicja w większości przypadków była z resztą wieszcza i uchroniła go parę razy przed niewygodnymi sytuacjami.
- … poza tym nie oszukujmy się, kogo zazwyczaj się szuka w Dzielnicy Zero – mężczyzna zmrużył nieco oczy i pogłaskał go po policzku. Miał ciepłą dłoń o nieco szorstkiej skórze, dość dużą i wręcz podręcznikowo zbudowaną. Na serdecznym palcu nosił szeroką obrączkę z drobnymi ostrymi kamieniami, ale nie była to z pewnością obrączka ślubna. Nie było to też srebro, bo metal nie zostawiał po sobie tego chłodnego wrażenia czegoś naprawdę gładkiego, ale emanował delikatnym i miękkim ciepłem. – Jesteś jeszcze ładniejszy, jak mówił Jack, wiesz?
- A mówił też, że za irytowanie mnie ma się załatwione mieszkanko na wieki wieków amen? – mimo ostrych słów, odwrócił wzrok w lekkim zażenowaniu. Nieznajomy tylko się zaśmiał.
- Bierzesz tą robotę, czy nie? Jeśli tak, to chciałbym usłyszeć pięć powodów, dla których twierdzisz, że nie jestem podstawiony i mogę się wypłacić.
- Pięć? Sol (Ferrari Sol - supersamochód rocznik ’24), Hugo (Hugo Boss – projektant garniturów), Mikea (Mikea Studio - najdroższy fryzjer w Japonii), Portchett (Jean Portchett – projektant luksusowych krawatów), a do piątego powinieneś dojść sam – stwierdził z grymasem, kładąc rękę na biodrze, by niby przypadkiem odsłonić kawałek ostrza sztyletu. – A co do roboty, to jeszcze się nie zdecydowałem,  w razie czego cię znajdę – stwierdził, po czym obrócił się z gracją i miał zamiar odejść, ale powstrzymała go dłoń zaciśnięta na nadgarstku. Obejrzał się przez ramię na nieznajomego. – O co chodzi?
- Jesteś pewien, że mi odmawiasz? Mało kto może wydać na ciebie tyle pieniędzy, co ja.
- Pieniądze to nie wszystko – uśmiechnął się, przypominając sobie kwestię ze starego polskiego filmu [klamra i tytuł filmu Juliusza Machulskiego; przyp. aut.]. Jego matka była w połowie Polką i często oglądała takie starocie, bo ponoć „przypominały jej diamenty wśród brykietu”, ale nie wnikał, co to oznaczało. – Poza tym, powiedziałem tylko, że przemyślę. Jak do tygodnia nie zjawię się u ciebie, wtedy możesz narzekać.
- Jasne, jasne. A tak swoją drogą, to Jack nigdy nie wspominał, jak masz na imię…
- Nie mam imienia – wzruszył lekceważąco ramionami, choć w głębi duszy ta uwaga go zabolała. Nie lubił tego tematu. – Możesz do mnie mówić, jak chcesz.
- W takim razie, niech będzie Shin. Ponoć daje nadzieję – stwierdził z uśmiechem mężczyzna. – Będę czekać – powiedział, po czym odszedł, zostawiając go samego.
Ziewnął przeciągle, po czym popatrzył w stronę wciąż czatujących za latarnią podglądaczy. Uśmiechnął się sam do siebie, po czym zrobił kilka kroków w ich kierunku.
- Nie uważacie, że usłyszeliście coś, czego nie powinniście? – spytał wesoło, sięgając po nóż schowany za klapą spodni na biodrze. Gdy nie otrzymał odpowiedzi, mlasnął niezadowolony językiem, w ułamku sekundy rzucił nożem, trafiając jednego z mężczyzn prosto w krtań i rozcinając mu niemal zupełnie szyję. Na twarzy zabitego nawet nie zdążyło pojawić się zdziwienie, czy ból. – Może teraz? – spytał słodko. Pozostała przy życiu dwójka popatrzyła po sobie z przerażeniem. W przeciągu kolejnej minuty było już po sprawie.


Tak, wiem, że bez imion. Mam nadzieję, że się nie pogubiliście w tym, kto był kto. Imienia Shina nie użyłam, ponieważ dopiero teraz je zyskał (użwane będzie w przyszłości też Kuro jako skrót od Kuroneko, co oznacza Czarny Kot. Czemu akurat takie wyjaśni się "potem", sugestia już padła). A co do "nieznajomego", to w odpowiednim momencie też się ono znajdzie, na razie nasz "najgłówniejszy" bohater też go nie znał i głównie to stało się powodem pominięcia tej informacji.
Jak ktoś znalazł orta, to proszę się nie ekscytować, tylko dać przy okazji znać, linux podkreśla mi wszystko albo nic, bez względu na program. Taki urok anglojęzycznego systemu.
Jak ktoś wchodził na galerię i mu się nie załadowało... to uprzejmie informuję, iż to tylko gif z latającym kółeczkiem jest, galeria "się robi", powinna się pokazać przy końcu Dzielnicy Zero.
Acha, jeszcze jedna bezużyteczna informacja na końcu - przyuważyłam dziś w krewetkarium jedno maleństwo, tylko nie wiem, kto je urodził i czy gdzieś jeszcze żyje. Co prawda, obsada na biurku krwiożercza nie jest, ale taki milimetrowy przecinek to i przez ślimaka przypadkowo może być przejechany. No nic, jak będę miała pełny poród w niedługim czasie, to coś się na pewno uchowa.
A teraz łapki na klawiaturkę, do komentarzy, rodacy (uprzejmie proszę).

Kolejny post w najbliższą niedzielę lub wtorek (poniedziałek to dzień egzaminowy, więc odpadam).

6 komentarzy:

  1. Byłam miło zaskoczona, gdy po przypadkowym zajrzeniu do Ciebie, znalazłam nowiutkiego posta.
    Jestem zafascynowana postacią Kuro (hmmm... Shin nie za bardzo mi podchodzi), z chęcią przeczytam co dalej. Chyba widziałam jakiegoś orta, ale to bez znaczenia.
    To dopiero początek, więc za wiele nie napiszę, ale napomnę jeszcze, że tworzysz genialny klimat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego każesz nam tak długo czekać na kolejny rozdział, he? Aż mi się zebrało na komentowanie... No cóż... czekam i muszę przyznać, że to opowiadanie już mnie zafascynowało i myślę, że szybko zacznę je uwielbiać... tak..

    http://pannanikt001.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No no.. na początku nie byłam przekonana ale ta końcówka mnie zachwyciła.. będę zaglądać częściej :)

    Zapraszam do mnie : http://mybookline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. na początku jak wlączyłam twojego bloga miałam mieszane uczucia ale jak zaczełam czytać to natychmiastowo zmienielam zdanie super blog. czekam na ciąg dalszy. napewno nie raz jeszcze tu zaglądne :)

    http://smagackafoto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj! Jestem na Twoim blogu pierwszy raz. Jednak już na samym początku zauważyłam, że jest prowadzony bardzo starannie i dokładnie. Wygląd jest bardzo ładny, a co ważniejsze praktyczny. Najbardziej w kwestii estetycznej spodobały mi się te rozdziały i części, które są widoczne. Ułatwia to mnie, jako czytelnikowi życie. Druga rzecz to odpowiednio dobrana do tła czcionka, dzięki czemu moje oczy nie umierają podczas czytania. Przejdę teraz do treści. Po pierwszej części pierwszego rodzaju nie mogę jeszcze dokładnie jej ocenić, ale zainteresowała mnie na tyle, że zaraz dołączę do obserwowanych. Zgaduje, że "Shin" przyjmie ofertę. Ciekawa jestem, jak się to wszystko potoczy, a i jeszcze jeden plus dla Ciebie, nie zauważyłam żadnych błędów ^^ Ach... ale Ci zasłodziłam... dobra to teraz jedyna rzecz, która mi się nie spodobała: tytuł nie przyciąga uwagi, przynajmniej mojej ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ----> http://thestrenghtofmemories.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę świetne. Zachęca do dalszego czytania, świetnie opisane i ciekawe.
    Podoba mi się wygląd, bardzo estetyczny.
    Tematyka bloga dosyć oryginalna, nie spotkałam się jeszcze z takim tematem opowiadania w internecie, aczkolwiek bardzo mnie to cieszy. Nic innego nie pozostało mi zrobić, jak wziąć się za czytanie kolejnej części :)
    miecwlasnezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

1. Za dobre opinie dziękuję.
2. Za złe opinie tęż dziękuję.
3. Za hejty - a kij wam w oko.
4. Jeśli chodzi tylko o powiadomienie o nowej notce - piszcie w odpowiedniej zakładce.
5. Jeśli chodzi o spam - niech wam ręka uschnie.
Dziękuję za wysłuchanie, mówiła Kuroneko.