wtorek, 30 czerwca 2015

Samiec Alfa - cz.3

Ale się wystraszyłam, że nie będę miała, co wstawić... szczęśliwie zapisałam sobie jeszcze jeden rozdział, więc jest ok. Z niemiłych wiadomości - Peacock stracił prawie cały ogon i nie może pływać. A szkoda, bo piękne potomstwo wychodziło po jego genach. Na razie siedzi w bardzo płytkiej izolatce, żeby nie kończył pionowo, trzymajcie kciuki za niego ;P Dzisiaj już normalny post. Na wstępie jeszcze małe lokowanko produktu:


Shin przeciągnął się, ziewając leniwie. Sięgnął ręką po pas i wpiął klamrę w hart-plastikowy uchwyt.
- Tak lepiej? - spytał z lekką irytacją. Sam nie wiedział do końca, skąd ona się wzięła, może z ogólnego nieprzepadania za samochodami.
- Zdecydowanie - stwierdził siedzący za kierownicą Katama. Mężczyzna miał może ze czterdzieści lat, pracował jako inżynier małych technologii i był jednym z najbardziej lojalnych bywalców Ilii. Od ponad czterech lat przebywał w stałym związku z młodszym o niecałe dziesięć lat lekarzem. Jako jeden z nielicznych wiedział on o Shinie prawie wszystko, wliczając w to jego zmiennokształtność. - To co się stało, że cię ostatnio wsiąknęło, co? Bo Itachi mówił mi, że podobno nie masz żadnych zleceń - mężczyzna nie był wścibski, a po prostu ciekawy. Z resztą, doskonale wiedział, że chłopak nie odpowiedziałby mu, gdyby pytanie nie było odpowiednie.
- Ooou, od kiedy Itachi ustala mi grafik, co? - zaśmiał się Shin, ale nie było to złośliwe. W gruncie rzeczy lubił pediatrę, kilka razy miał szytą przez niego rękę czy nogę. - Pamiętasz, że mówiłeś, ze nikt normalny nie bierze się za dłuższe interesy ze mną?
-  No, to chyba było, jak Jack cię próbował wciągnąć w dilerkę, nie? Co ma jedno do drugiego? - mężczyzna zerknął znad kierownicy na swojego pasażera. Zbliżali się powoli do granicy, za którą leżał inny świat.
- Powiedzmy, że przykleił się do mnie jeden taki nienormalny. Nazwisko zostawię sobie dla wiadomości prywatnej, takie informacje mają swoją cenę - stwierdził chłopak luźno, przytrzymując przez chwilę guzik poruszający szybą aż ta zjechała o jedną trzecią wysokości. - A ciebie póki co nie stać, i to nawet na kredyt - dodał po chwili.
- Aż tak? No, to powodzenia na nowej drodze życia. Wiesz, ci z góry to zazwyczaj mendy - Katama zachichotał bez większego rozbawienia. - Ale przynajmniej nie będziesz się nudził, u nich zawsze znajdzie się ktoś do kropnięcia - tym razem to Shin się zaśmiał, ze szczerej radości.
- Wyjątkowo nie w tym rzecz. Wiesz, oficjalnie zakazu nie mam, ale jak ostatnio wspomniałem o uciszeniu jakiegoś fraglesa z planami podboju świata, to jego mina... bezcenna - chłopak wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu. - Cześć Roku - machnął ręką na przywitanie podstarzałemu strażnikowi na granicy Dzielnicy Zero na tyle cicho, by adresat wiedział o tym głównie przez ruch ust. Mężczyzna tylko skinął głową, przejechał niechlujnie magnetyczną kartą po czytniku i szlaban się podniósł.
- W imieniu Zarządu Miasta Tokyno informuję iż miasto nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne szkody wyrządzone na terenie Areału Zero - wyklepał bez przekonania z góry narzuconą formułkę, głównie po to, żeby zarejestrowały to mikrofony sprzężone z centralą i oddał kartę właścicielowi.
Dalsza podróż minęła w ciszy przerywanej jedynie zdawkowymi uwagami odnośnie mijanych budynków czy pijanych dziwek. Samochód z nieprzyjemnym mrukiem wjechał na podwyższony parking i ostatecznie stanął w kącie placyku ubitej ziemi, niemal wtaczając się w zdezelowane kubły na śmieci. 
- Wasza wysokość, zajechaliśmy - stwierdził ironicznie Katama. - Życzy sobie wasza wysokość czerwonego dywanu?
- Wolałbym różowy w kryształki Skvarowskiego - odpowiedział Shin, zatrzaskując za sobą drzwi pojazdu. - Chociaż od biedy ujdzie też taki tęczowy - obaj wybuchnęli śmiechem. Shin przeszedł i pociągnął niedomknięte drzwi baru. - Cześć wszystkim, król wasz i pan przybył - oznajmił w progu.
- No, już poszła plotka, że cię sprzątnęli - stwierdził jeden z gości lokalu, młody brunet z spiętym wysoko kucyku i garniturze raczej drogiej marki.
- Nie no, mnie?! Ale chyba im nie wierzyliście, co? - spytał ze śmiechem i usiadł na swoim zwyczajowym miejscu.
- Skądże znowu. W końcu jesteś porządnym obywatelem tego pięknego miasta i niemożliwe jest, by ktokolwiek chciał skrócić tak piękny żywot. Co dziś pijesz? - spytał Ellia, stawiając bez słowa wyjaśnienia wysoką szklankę z falowanym uszkiem. Shin pociągnął nosem.
- Dutch? - spytał krótko, a gdy odpowiedziało mu przytaknięcie głową sięgnął po cukierniczkę na półce za ladą i przyciągnął do siebie napój. - Dziś mi tyle wystarczy, muszę się jeszcze zająć pewną mieszanką dla szczeniaka Corvi. Jak chcesz też coś, to mów.
- Chyba zostanę przy swoich dilerach - uśmiechnął się szatyn zbierając z lady zostawione po klientach puste pokale. - A tak swoją drogą... Pokaż no się - mężczyzna pociągnął lekko twarz Shina w swoją stronę i zmrużył oczy. - Kuro, ty mi nie mów, że... No patrz, San-chin, inne ma dzisiaj oczy, nie? Takie jakieś rozświetlone.
- Faktycznie, chyba były ciemniejsze. Czekaj, czekaj... Nie no, chwal się Kuro. Kim jest ta szczęśliwa nieznajoma, co? - zapytany mężczyzna z siedzenia obok uśmiechnął się znacząco.
- Co? Nie no, gorzej od ruskiej mafii, co?! - przepytywany spuścił wzrok w lekkim zażenowaniu. - Ja wam się do łóżka nie mieszam, tak? Więc proszę o to samo - spytał w końcu agresywnie.
- Oj, wyluzuj Kuro. To nie ja opowiadałem o tym, że seks ci będzie przeszkadzał w pracy, tak? Poza tym ostatnio wybiłeś połowę alfonsów, więc chyba żaden burdel cię nie wpuści - Elliot nie wydawał się być chociaż trochę speszony zachowaniem chłopaka. - Więc?
- Moou... Mój zleceniodawca ma jakieś pieprzone problemy seksualne, czy coś. Nie wiem, nie wnikam, póki płaci wystarczająco dobrze. Zadowolony - syknął Shin, odkładając z trzaskiem szklankę. - Mam dzisiaj jeszcze dużo do załatwienia, nie wiem, kiedy będę - dodał i zirytowany wyszedł, mijając w progu nieco zdziwionego Itachiego.
Szedł jeszcze jakiś czas na dwóch nogach, z zadowoleniem przyjmując fakt, że ma rozpuszczone włosy i wiatr niemal zupełnie zasłania mu twarz. Wiedział doskonale, że gdyby nie to przypadkowi przechodnie mogliby zobaczyć, że jego policzki błyszczą magentą, a oczy lśnią od ledwo powstrzymywanych łez. Zaczynał się zastanawiać, czy to nie on stał się zwierzyną zamiast pozostać znudzonym drapieżcą. Sam nie potrafił tego wytłumaczyć, ale czuł się poniżony. I to przez kogo?! Przez samego siebie.

3 komentarze:

  1. Jak zawsze świetne. Jestem pod coraz większym wrażeniem Twojej twórczości. Czekam co będzie dalej. Zadanie dobre ^^ Nie mogę się doczekać aż je wykonam, choć mogą być utrudnienia bo ciężko jest zebrać moich znajomych i choćby niewielki tłumek w jednym miejscu... No cóż, będę próbować. Ma nadzieję, że Twoja nuda się skończy i coś się zacznie dziać.

    pannanikt001.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka. Ostatni post był sporym zaskoczeniem, dzisiaj też dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy o naszych bohaterach. Zmiennokształtność? Ciekawe.
    Wyszło super.
    Wybacz, że piszę tak późno, ale postanowiłam aktywniej spędzać czas i prawie na całe dnie znikam z domu. Zauważyłam, że będziemy razem współpracować. Nie wiedziałam, że lubisz klimaty gier komputerowych i technologii.
    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  3. Najpierw informuję, że jestem. Z obawy, że o mnie zapomniano. Wiernie czytam. ;)
    Ostatnio nie miałam Internetu i siedziałam po łokcie w robocie, więc siły by ktoś mi udostępnił sieć, zabrakło.
    Tak, więc pozdrawiam i lecę nadrabiać zaległości... ^^

    OdpowiedzUsuń

1. Za dobre opinie dziękuję.
2. Za złe opinie tęż dziękuję.
3. Za hejty - a kij wam w oko.
4. Jeśli chodzi tylko o powiadomienie o nowej notce - piszcie w odpowiedniej zakładce.
5. Jeśli chodzi o spam - niech wam ręka uschnie.
Dziękuję za wysłuchanie, mówiła Kuroneko.