poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Polowanie na czarownice - cz.1

Jak mówiłam, tak robię. Oto rozdział. Jeżeli kogo zainteresował ten paseczek z boku - w nocy z piątku na sobotę snął mój ukochany bojownik Shin z przyczyn niezbyt znanej choroby. Jeśli kto czuje się dobrze w roli beta testera, to zapraszam do siebie na gg (54235709), poszukuję współpracowników przy trailerze. Poza tym wolne mam stanowisko grafika, więc jeśli kto potrafi posługiwać się GIMP'em/PS'em lub chce nauczyć, to ten kontakt jest też dla was. No nic, polowanie na czarownice czas zacząć.


W Ilii zalega cisza mącona jedynie przez ciche szepty. Minęło naprawdę dużo czasu, odkąd do lokalu ostatni raz zawitała jakaś kobieta, więc była to swego rodzaju sensacja urozmaicająca w gruncie rzeczy monotonne życie towarzyskie baru.
- Coś podać? – spytał Elliot, jak zwykle ciepłym tonem, dla bywalców dobrze znanym jako wręcz ostrzegawczo formalny. Ale nieznajoma tego nie wiedziała, więc przyjęła uśmiech barmana za dobrą monetę.
- Jedną wodku dla mienia – odpowiedziała łamaną japońszczyzną z wyraźnie ruskijskim akcentem, co tylko wzmogło ledwo powstrzymaną ciekawość wśród zebranych. – A ta swołocz zawsze taka cichu, a? – spytała, wskazując głową na salę za nią.
- Ta swołocz to takie jak ty nawet jako kurwę nie kupi – wysyczał w głębi Itachi, wyraźnie rozumiejąc, co kryło się pod rosyjskim terminem. Kobieta zbyła go jedynie krótkim, ostrym spojrzeniem. Sięgnęła po postawioną przed nią wódkę w szczupłym, profilowanym kieliszku i wychyliła na raz, odginając się do tyłu jak rasowy pijak. Strzepnęła kieliszek i z trzaskiem postawiła na ladzie przed Elliotem.
- Jeszcze – zażądała. Po niezręcznej chwili, w czasie której Ruskjaninka zdążyła już opróżnić niemal pół butelki polskiej wódki, drzwi otworzyły się i do Ilii wszedł Dhiren. Wysoki, o śniadej, gładkiej cerze, delikatnych i wręcz kobiecych ruchach, wzbudzał zainteresowanie mężczyzn nawet bez jawnie wyzywających ubrań tradycyjnego arabskiego koczownika, jakie zwykł nosić. Jako że został wprowadzony przez Kuroneko, przy cichym przyzwoleniu Ellii, nikt nie protestował i został dość szybko przyjęty do struktury rodzinnej jako „zwierzątko” niekwestionowanego króla lokalu. Króla w czarnym kimonie i szkarłatnych rękawiczkach, warto dodać.
Nieświadomy atmosfery (bądź też ją lekceważąc), przeszedł kołyszącym krokiem do lady i skinął Elliotowi na przywitanie.
- Kuro mówił, że zostawił u ciebie coś dla mnie – powiedział lekko. Barman popatrzył na niego pytająco, dobrze wiedząc, że chłopak powinien wyczuć, że coś się świeci.
- Kuro? – zainteresowała się Rosjanka, wykorzystując chwilę ciszy. W jej oczach błysnęło coś niebezpiecznego – Eto chyba nie popularny zawud [zawud – ros. imię; jak masz na imię? – kak tiebia zawud?. Jeli transkrypcja jest inna, to przepraszam, ja od razu w cyrylicy się uczyłam; przyp. aut.].
- A zawud to chyba nie popularne słowo japońskie – skiwtował z uśmiechem. – Ellia, jakby ci się chciało Alleluja’ę z łaski swojej, dawno już nie piłem – przygryzł figlarnie język.
- Jasne. Gg dla Nezumi też? – spytał, zerkając z ukosa na kobietę. Dhiren tylko skinął głową i przyjął podaną mu przez barmana flaszeczkę z zielonożółtym płynem.
- Wracając do naszej rozmowy, to Kuro rzeczywiście nie jest imieniem, tylko pseudonimem branżowym – stwierdził chłopak, zwracając się do kobiety.
- Branżowym, powiadasz. To ten twój kolega… Kuro… robi coś, czego musiałby się wstydzić? – spytała lekko, ignorując nieprzychylne pomruki dookoła.
- Wstydzić? Nie, to na pewno nie. Nawet, jeśli powinien, to nie ten typ człowieka. Jest… jakby to ująć, artystą. O, artysta, to dobre słowo. I to artystą z tradycjami, o ile mi dobrze wiadomo.
- Och, doprawdy? Moja babka występowała za młodu w jakimś sit-com’ie. A potem stwierdzili, że przy obecnym postępie nie potrzebują ludzi takich, jak ona, więc zajęła się kuźną rodzinną.
- Kuźnią?  To nie jest bardziej robota dla mężczyzn? – Dhiren odrzucił w tył spływające mu na ramię włosy w wplecioną szeroką wstążką w wielobarwne wzory orientalne. – No wiesz, jest kilka bardziej finezyjnych zawodów – zachichotał, przesłaniając z grają usta dłonią.
- A, eto nie problem. Nasze kobity silne kak tury – odpowiedziała lekko. – A ten twój drug, on grajet gdzieś może?
- Kuro? Nie, woli kameralne przedstawienia dla najbliższych. No, ale z jego pojęciem najbliższych i tak niezły biznesie z tego – Dhiren zaśmiał się. – Z drugiej strony, to co taki artysta może wiedzieć o życiu, nawet dokumentów nie potrafił porządnie wypisać, jak potrzebował przejazd do Dzielnicy 20 po jakieś pap… - nie dokończył, bo przerwało mu głośne trzaśnięcie krzesła o podłogę. Oboje z nieznajomą obrócili się w kierunku zamieszania i zobaczyli wściekłego Itachigo. Mężczyzna zagryzał zęby z ledwo powstrzymywanej wściekłości.
- Idziesz, kochanie? – spytał śledzącego go wzrokiem Katamę. – Zupełnie odechciało mi się dzisiaj pić – stwierdził wyniośle i wyszedł, czekając w pół kroku jedynie na swojego kochanka.
Inez zaśmiała się tryumfalnie, widząc zamieszanie. Ludzie skłóceni są łatwi do manipulacji. A nieznany jej chłopak skutecznie jej w tym pomógł, pewnie nawet nieświadomie.  Był ładny, wiec może nawet pozwoli mu się uwieść i zaprowadzić do hotelu na tą noc. Oczywiście nie narzekała na brak zainteresowania mężczyzn, ale lubiła od czasu do czasu przespać się z kolejnym „pięknym chłopcem”, jeśli tylko mógł jej oferować w zamian za to jakieś informacje. A ten dzieciak pomógł już jej z nawiązką.
- Nie sądzisz, że na ciebie też już czas? – spytał ostro San, podnosząc się z miejsca i chwytając trzy puste butelki po winie, żeby odnieść je Elliotowi.
- Na mienia? Niet, ja tu się haraszo bawię – zachichotała kobieta, odchylając do tyłu głowę tak, by odsłonić tym ruchem swój biust. Na naturę nie narzekała.
- No ia niet, ruskijskuju suku – syknął płynnym ruskijskim. – Eto nasza miestnost’. [ros. Ale ja nie, rus kijska suko; To nasz teren]
- Razymieietsia, panowie, prazymieietsia [razumieietsia - ros. oczywicie] – zaśmiała się i wstała. – Znajdź mnie, malchiku [malchik - ros. chłopak, chłopiec], jak będziesz miał ochotę – mrugnęła niedwuznacznie, po czym kołyszącym się krokiem wyszła z baru. Gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, San podszedł do Dhirena i chwycił go gwałtownie za koszulę.
- A ty co, chuju, myślisz, że ujdzie ci na sucho, jak wtopisz Kuro psiarni, czy skąd ją wysrało? – spytał sykiem, z trudem hamując się od uderzenia chłopaka. – Tak się odwdzięczasz za to, że ci cały czas kryje dupę?
- Nie powiedziałem nic, co by mu mogło zaszkodzić – odpowiedział spokojnie chłopak, krzywiąc się nieco na napływające do niego od mężczyzny emocje. – Ta suka nie była z policji, a po imieniu Kuro i tak nikogo nie znajdzie. Może szukać w nieskończoność, a w międzyczasie wychylić wódeczkę z cyjankiem na wieczne balowanie – Dhiren sięgnął do zaciśniętej pieści mężczyzny i spróbował ją rozluźnić, ale bezskutecznie.
- San-chin, puść, młody ma wyjątkowo rację. W końcu poza Illią jego dane są inne - westchnął w końcu Elliot, kładąc na blacie tacę ze szklankami nieco głośniej, jak zwykle.
- A jak ta ruskijska szmata ma już na niego namiary i szuka tylko reszty? Chyba nie tylko ja widziałem, że przykleiła się od razu do Kuro jak Cyjopanem.
- Kuro był u mnie dzisiaj w pracy, jutro też się pewnie pojawi. – stwierdził Dhiren, rozmasowując zaczerwienioną skórę nad mostkiem. – Póki co, lepiej zadzwońcie do Katamy lub Itachiego, bo nie wiadomo, na co wpadli – stwierdził szybko, zerkając przelotnie na ekran swojej komórki. Mijała dwudziesta druga, powinien już wracać do domu.

Shin jęknął głośno, zachłystując się powietrzem. Jego ciało zareagowało, zanim zdążył pomyśleć i spróbował się odsunąć. Napotkał jednak przeszkodę w postaci przyciągającego jego biodra do swoich Keitha. Syknął, tym razem już bardziej z rozkoszy, jak bólu.
- Chyba nie chcesz teraz ode mnie uciec, kotku – wymruczał mu prosto do ucha blondyn i pociągnął za czuły narząd zębami do tyłu. Shin odchylił głowę i zajęczał z rozkoszy.
- M-mówiłem, że nie tak moc-mocno – wysapał pomiędzy kolejnymi urywanymi oddechami. Jego kontrola tego wieczoru uciekła już dawno temu, a zmęczenie porannym tropieniem zaczęło się dawać we znaki, owocując gorszą od kochanka kondycją. Mężczyzna zaśmiał się – Kei-a… ah! Keith – w końcu wymówił imię mężczyzny napierającego właśnie na jego plecy swoim ciałem. Z czoła przez policzek spłynęła mu kropla potu. – Mou. Keith, d-dość! – wyjęczał wreszcie. – Haa… Bo stracę przy-przytomność.
- Mi taki układ pasuje – wymruczał Keith i podniósł się do siadu, ciągnąc za sobą Shina. Chłopak krzyknął, tym razem z bólu. Mężczyzna podniósł przed oczy chłopaka swoją rękę i rozmazał na palcach lepką, gęstą ciecz. – Chyba nie skonsultowałeś tego pomysłu ze swoją dolną połową – zaśmiał się i przyciągnął chłopaka do siebie za bark, po czym jego ręka przesunęła się powoli na szyję i brodę chłopaka.
- A-a-ah… proszę – wyjęczał chłopak i wygiął się ekstatycznie, jęcząc głośno. – Dość… - opadł na sztywne ręce, dysząc ciężko. Tym razem zaprotestował, gdy mężczyzna chciał go przybliżyć do siebie i machnął mocno ogonem, po czym odepchnął się i wylądował obrócony przodem do mężczyzny tuż przy skraju kanapy, ledwo łapiąc równowagę dzięki oparciu. Podkulił pod siebie ściśle złączone nogi i owinął o nie ogon. – Nie mam już sił... proszę – udało mu się w końcu powiedzieć przerywanym, chrapliwym głosem. Dysząc opadł w dół, opierając się za końcem kanapy na drżących rękach i odchylając głowę do tyłu, niemal dotykając położonymi po sobie uszami dywanu.
Keith patrzył cały czas na niego z mieszanką szoku odrzuceniem i rozczulenia. W końcu odetchnął głośno i położył się, opierając placami o łydki chłopaka. Sam potrzebował kilka płytszych oddechów, by doprowadzić się do porządku i w końcu zamruczał zadowolony.
- Mówiłem ci, że nie musisz się za nim uganiać – stwierdził na poły żartobliwie, na poły poważnie. Ostatnio złapał się na tym, że bał się o swojego kochanka za każdym razem, gdy ten znikał mu z oczu.
- A ja ci mówiłem, że jeśli nie dostarczysz kotu odpowiedniej ilości zabawek, to będziesz miał podrapaną kanapę – zaśmiał się charkotliwie, po czym wysunął powoli spod torsu Keitha i przeturlał kilka razy tak, że ostatecznie wylądował na mężczyźnie z głową przytuloną do wgłębienia jego szyi. Zamruczał zwierzęco z zadowolenia, jego uszy zadrgały lekko, a ręka bezwiednie powędrowała w kierunku szerokiej piersi mężczyzny, którą zaczął gładzić ledwo wyczuwalnymi ruchami smukłych palców.
- Jutro już mi nie uciekniesz tak szybko, choćbym miał cię przywiązać żelazem na ciężkie zwierzęta – odpowiedział Keith mrukliwie i przyciągnął do siebie lekko chłodne już ciało w pasie.
Shin sam nie wiedział, kiedy usnął, częściowo ze zmęczenia, częściowo z błogiej przyjemności. Kiedy się obudził, księżyc górował już nad widnokręgiem, wlewając do pokoju delikatną, chłodną poświatę. Spróbował podnieść się powoli, ale uniemożliwiła mu to ręka Keitha położona pa jego ple-cach i udzie. Chłopak uśmiechnął się lekko wsunął swoją drobną dłoń pod szerokie palce mężczyzny i w końcu na tyle ją rozluźnił, by mógł się wysunąć spod przedramienia mężczyzny i klęknąć na czworaka nad nim. Założył włosy na plecy tak, by ich łaskotaniem nie obudzić miarowo oddychającego Keitha i pochylił się nad mężczyzną, po czym pocałował go czule w policzek. Blondyn uśmiechnął się lekko przez sen i zawiercił nieznacznie.
- Dobranoc, kochanie – szepnął chłopak, podnosząc się tak, by nie zmienić zbyt gwałtownie naporu na kanapę. Skrzywił się nieco, gdy jego ciepła skóra na stopach zetknęła się z chłodnymi kafelkami balkonu. Przeszedł na sztywnych nogach te kilka kroków, które dzieliły go od uchylonych drzwi do sypialni. Wszedł i dopiero gdy miał pewność, że nie obudzi nierozważnym dźwiękiem Keitha opadł na kolana i syknął z bólu. – Mówiłem mu, nie tak mocno – wymruczał do samego siebie i sięgnął ręko do krocza, krzywiąc się przy dotyku. Jego uda od wewnętrznej strony były lepkie po brawurowym wieczorze, a podrażniona skóra wokół odbytu szczypała przy najmniejszym dotyku. Mimo to nie wyczuł na szczęście otwartej rany, więc z pomocą filaru baldachimu łóżka podniósł się z powrotem, szarpnął za przykrywający pościel koc i wrócił z nim na balkon, po czym okrył kulącego się już z chłodu mężczyznę. Nawet nie próbował rozważać przeniesienia go do środka, bo wiedział, jak to się skończy. Pogłaskał go jeszcze raz po policzku i uśmiechnął czule.
Rozluźnił się dopiero w chwili, gdy opadł w mieszczącej się obok łazience w wannie, niemal kompletnie zanurzając się w ciepłej wręcz do przesady wodzie z niewielką ilością płynu. Nie lubił kosmetyków, drażniły jego nos, a gdy cokolwiek przez nieuwagę przeszło do narządu Jacobsona praktycznie nie mógł jeść przez cały dzień, czując w ustach posmak detergentów.
Rozparł się na ściance wanny, delektując błogim uczuciem lenistwa. Jak każdy kot, tak i Shin uwielbiał się wylegiwać w przeświadczeniu, że świat się przecież nie zawali, jeśli nie będzie napędzał swoimi łapami ruchu obrotowego, a pan i władca w końcu musi jedynie gospodarskim okiem omieść rzeczywistość, by spełnić swoje zadanie. Była to jedna z nielicznych chwil, gdy nie tylko tolerował, ale i nawet lubił wodę. Pewny gruntu pod sobą i niewielkich rozmiarów zbiornika, fascynował się innym oporem przy poruszaniu. Chyba była to ta sama fascynacja, która ciągnęła go zawsze do akwariów i oczek wodnych. Nie cierpiał natomiast pryszniców, z których nielubiana ciecz wypływała ciągle i zmuszała go do pilnowania, by nie poślizgnąć się na wilgotnej powierzchni.
W końcu stwierdził, że wystarczająco dużo czasu już marnował, a jego dolna połowa ciała powinna być już zdatna do używania. Wyszedł ostrożnie z wody, pociągając palcem u nogi za sznureczek korka i sięgnął do miękkiego ręcznika z wełny angorskiej. Uwielbiał jej nieco puszysty, ciepły dotyk, chociaż musiał przyznać, że króliki, które użyczyły swojego futra na jej wykonanie bardziej przywodziły mu na myśl małokaloryczny obiad niż wypasane na halach owieczki [wełnę angorską robi się z sierści królików angorskich. Zwierząt tych się nie zabija, ale strzyże, tak jak owce; przyp. aut.]. Gdy już czuł, że jego skóra jest sucha i delikatnie zarumieniona, jego ciało przeszedł dreszcz i przemienił się w tak dawno nieużywaną formę…

Cierpki zapach w pomieszczeniu drażnił jego nozdrza. Prychnął i przeszedł po gładkiej, białej ziemi. Popchnął nosem ruchomy kawałek ściany i przecisnął się przez szczelinę spowodowaną tym. Przeszedł kilka równomiernych kroków na rozluźnionych palcach i podniósł się na tylne łapy, żeby odblokować ruchomą część ściany swojej części ludzkiej jaskini. Wślizgnął się do niej, przepy-chając bokiem ruchomą część ściany. Podszedł do legowiska i ściągnął z niego zębami mały biały liść, z którym chciał iść do przyjaciela-kruka.
Przeszedł przez całą ludzką jaskinię aż do ruchomej części ściany, która pozwalała wyjść na wolne powietrze. Wiedział, że nie uda mu się wydostać w tej postaci dlatego podrzucił biały liść do góry i…

Shin złapał kopertę w locie, nim ta osiągnęła swój punkt szczytowy. Sięgnął po klucze i zawahał się. Ostatecznie nie będzie rozmawiał z Dhirenem jako zwierzę, choćby i najinteligentniejsze, a podstawowa kultura osobista podpowiadała chociaż częściowy ubiór w rozmowie z dorosłym mężczyzną. Zwłaszcza, że mimo upływu czasu w dalszym ciągu można było dość szybko stwierdzić po jego wyglądzie, czym się zajmował wcześniej. Skrzywił się, odłożył klucze wraz z kopertą i cichym krokiem przeszedł do salonu, gdzie zawsze miał poupychane w różnych zakamarkach ubrania na „czarną godzinę”. Udało mu się odszukać wąskie spodnie i pasujący do nich podkoszulek w szafce pod telewizorem wraz z kompletem bielizny. Zadowolony wsunął je na siebie szybko, po czym wrócił do przedpokoju, gdzie mocował się chwilę ze sprzączkami wysokich butów i narzucił na siebie cienką skórzaną kurtkę a na dłonie wsunął rękawiczki z superfibry. Zupełnie przeszła mu ochota na poruszanie się jako kot, dlatego też oprócz kompletu kluczy i wsuniętej do wewnętrznej kieszeni kurtki kartki z listem, zabrał ze sobą również czarny, obły i raczej pokazowy kask.

Pewnie wam się "scena druga" rzuciła w oczy... kwestia może być jednorazowa, chciałam chociaż raz napisać "co dogłębniejszego", więc bardzo mnie ciekawią wrażenia. Z reszty oczywiście też ;P Piszcie.

2 komentarze:

  1. No cóż, ja raczej fanką yaoi nie jestem, więc na ten temat się nie wypowiem... Widzę jednak, że pojawiła się jakaś kobieta. Tłumaczenie wydaję mi się dobre, ale powinno być chyba ,,malcik".
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

1. Za dobre opinie dziękuję.
2. Za złe opinie tęż dziękuję.
3. Za hejty - a kij wam w oko.
4. Jeśli chodzi tylko o powiadomienie o nowej notce - piszcie w odpowiedniej zakładce.
5. Jeśli chodzi o spam - niech wam ręka uschnie.
Dziękuję za wysłuchanie, mówiła Kuroneko.