niedziela, 9 sierpnia 2015

Jak mnożą się koty - cz.3

Ok... Dzisiaj zmieniłam playlistę i zaraz dopiszę ją do szablonu. Dla zainteresowanych - pierwszy utwór jest czymś, co bardzo mi się nasuwa jako "hymn" bloga, więc jak zabiorę się za trailer, to pewnie właśnie z tym utworem. A resztą to Liar Game 2 OST, najbardziej chyba lubię Garden od Eden, Selfishness i Electrode Sparks 0102. Co jeszcze... Moje akwarium właśnie stało się Weroną v.2.0. Dlaczego? Nie cały tydzień temu padł mi kirysek Ryuu, a dzisiaj... znalazłam jego partnerkę Torę wepchniętą w filtr. No nic, niech pływają po podniebnych oceanach po wieczność. Acha, i jeszcze małe pytanko - zagadka dla uważnych. Który mamy rok w opowiadaniu? Gdzieś w przeszłości zostało to bardzo sugestywnie podane (bodaj w początku Dzielnicy Zero), a teraz pojawi się informacja uściślająca. Miłego grzebania dla ciekawskich!


Shin właśnie kończył pakowanie się do skórzanej torby z wyprutymi sprzączkami, gdy usłyszał kroki na schodach, a po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Nie odpowiedział na nie, przerywając jedynie na chwilę zajęcie. Wiedział, że Keith przyzwyczaił się już do tego, że kot słyszał nawet niezdarnego ogrodnika pod balkonem, nie mówiąc już o wszystkim, co działo się w domu, dlatego też utrzymywał pozory jedynie przez wgląd na kurtuazję.
- Musimy porozmawiać – zakomunikował mężczyzna, otwierając drzwi. Przystanął w progu, patrząc z lekkim niedowierzaniem na do połowy spakowaną torbę, ale nie stracił opanowania i tylko westchnął, żeby dać upust swojej irytacji. Nie był bynajmniej zirytowany na Shina, a na siebie. - Daj mi chwilę, dobrze? I tak chciałem ci kiedyś powiedzieć.
- Słucham – odpowiedział chłopak sucho, nie przerywając jednak pakowania.
- Shin, do cholery jasnej, przestań. To ważne i nawet nie wiesz, jak zaczynam już żałować tych przeklętych słów – mężczyzna usiadł na łóżku i chciał ująć dłoń Shina, ale ten ją natychmiast cofnął i popatrzył na rozmówcę tak lodowatym i oschłym spojrzeniem, że tego aż przeszły dreszcze. - Proszę, nie utrudniaj mi bardziej, niż to konieczne – powiedział miękkim, cichym i niemal błagalnym głosem. – Wiem, że możesz być na mnie wściekły, dlatego tylko proszę.
- I żadnych wymówek, tak? Żadnego unikania odpowiedzi, prób odwrócenia mojej uwagi, zamotania, zapomnienia o sprawie. Tak? – spytał z naciskiem chłopak.
- Chyba nie mam wyjścia – w końcu westchnął Keith. – To jak, przestaniesz? – spytał, kładąc rękę na torbie, przesłaniając ją. Chłopak nie odpowiedział, ale odłożył na bok trzymaną w dłoni paczuszkę różnokolorowych fiolek. – Tylko błagam, obiecaj mi jedno. Że bez względu na to, co usłyszysz, nie zostawisz mnie samego.
- Przecież mówiłem ci już, że żywego cię nie opuszczę, prawda? – Shin nawet nie starał się, by ta groźba zabrzmiała autentycznie, ale mimo tego właśnie tak pobrzmiała przez nieco jeszcze zirytowany ton chłopaka. Rzadko kiedy pozwalał sobie, by emocje brały nad nim górę, ale i sytuacja była wyjątkowa.
- No dobrze, w takim razie pozwól, że opowiem ci pewną historię, która wydarzyła się dawno temu.

Rok 20XX
- Ale jak to nie mogę otworzyć działalności w tym mieście?! – blondyn nie mógł uwierzyć w to, co słyszał od grubej, starej i wyraźnie nieprzychylnej mu urzędniczki. Ta popatrzyła na nieco znudzonymi oczami kobiety, która oczyma duszy widziała przed sobą tego dnia kolejnych kilkunastu frajerów, myślących, że w tym „pięknym, wolnym mieście” zrobią biznes niczym w wamerykańskim filmie.
- NBP (Najwyższe Biuro Państwowe) nie przyznało NIP’u. A jak nie ma NIP’u, nie ma firmy i tyle. Widocznie za dużo już jest psu na buty potrzebnych biznesików niewyżytych studencików. Jeszcze jakieś pytania? – wyrecytowała z pamięci, równie co aparycja znudzonym tonem.
- Tylko jedno. Gdzie mogę się odwołać od decyzji i, przede wszystkim, sprawdzić powód odmowy? – spytał mężczyzna, nie kryjąc oburzenia.
- Nigdzie – odpowiedź była o tyle krótka, co kończąca wszelką rozmowę. – Następny palan… petent! – rozwścieczony mężczyzna zebrał z biurka wyłożone wcześniej dokumenty i poświadczenia, schował je do czarnej, skórzanej aktówki i wyszedł szybkim krokiem. Jak tak można było! Mógł posłuchać od początku swojej młodziutkiej żony i wyjechać z nią i nienarodzonym dzieckiem od razu do kraju, skąd pochodził. W końcu sam miał kolegę po kierunku, który w Wameryce z powodzeniem otworzył małą spółdzielnię pożyczkową w miasteczku, gdzie się osiedlił. Więc dlaczego tutaj nie można było nic zrobić… wyszedł wściekły i wsiadł do swojego kupionego za pieniądze ze spadku po ciotce Fiata. Był to z resztą zakup na prawie połowę rzeczonego, a samochód posiadał już swoje lata. Przeklął już nie tylko w duchu, gdy samochód odmówił posłuszeństwa i tylko zacharczał, gdy przekręcił kluczyk w stacyjce. Bogacze wozili się furami z autokierowcą, a on nie mógł się doprosić, żeby pojechać samochodem, w którym on by był kierowcą. Usłyszał pukanie do szyby. Obejrzał się i zobaczył uśmiechniętego mężczyznę w szczycie swojej urody. Miał może dwadzieścia parę lat, sylwetkę topowego modela z okładek wysokonakładowych gazet i nad wyraz uprzejmy uśmiech. Bez czekania na reakcję, mężczyzna otworzył drzwi od strony pasażera i usiadł na fotelu, jak gdyby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Zgaduję, że Biuro w łaskawości swojej zerknęło na papierki i odmówiło? – zagadnął wesoło. – Albo i w ogóle nie popatrzyli.
- Ta, a co panu do tego? Kim pan w ogóle jest? – spytał blondyn, ale na nieznajomym nie zrobiło to żadnego wrażenia.
- Wiesz, też kiedyś tak miałem. No, ale teraz mam już wystarczające zaplecze, żeby otworzyć choćby i hodowlę bananów na Horukokaidou w środku zimy. No i mam pieniądze. To powiesz mi, jaki masz pomysł? – spytał z uśmiechem, rozpierając się w fotelu niczym na stołku prezesowskim.

- Chwila, chwila! – przerwał Shin zniecierpliwiony. – Ja wiem, że ty lubisz takie ckliwe historyjki, pewnie założą zaraz spółkę, otworzą jakiś genialny biznes i po kilku latach będą srać pieniędzmi. Tylko co mnie to do cholery obchodzi?! – wysyczał, a jego zwierzęce uszy i ogon pojawiły się bez większej kontroli nad tym. – Mam już tego dość, znowu grasz na czas i liczysz, że zrobię maślane oczy!
- Shin, spokojnie. To, o czym mówię ma sens. I to duży – odpowiedział Keith, krzywiąc się nieco na reakcję chłopaka. – Proszę cię, kotku, daj mi dokończyć.
- Kpisz sobie? Jeśli to rzeeeeczywiście jest takie ważne, to odpowiedz mi proszę na jedno zasadnicze pytanie: co to ma do kurwy nędzy wspólnego z czymkolwiek? – chłopak założył ręce i zatupał niecierpliwie nogą.
C.D.N.

5 komentarzy:

  1. no zdecydowanie za krótkie i tyle:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, nigdy nie widziałam podobnego szablonu, więc na pewno go zapamiętam. W zakładce przeczytałam, że wykonałaś go sama. Myślałaś może o założeniu jakiejś szabloniarnii, robieniu szablonów na zamówienie czy czegoś w tym rodzaju? Szczególnie zakładki są genialne, dodają jeszcze lepszego klimatu i przez kilka minut, zanim zaczęłam czytać, zachwycałam się nagłówkiem.
    Możesz liczyć później na dłuższy komentarz, bo zdecydowałam się czytać od początku, by sobie nie spoilerować (no i czytanie od tego posta nie miałoby sensu).
    Pozdrawiam.
    upadly-marzyciel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy blog. :) Dodaję do obserwowanych i będę tu wpadać częściej. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż to się dzieje... Roztrząsanie przeszłości nigdy nie wychodzi na dobre. Czyżby Keith się za młodu wpakował w jakieś szemrane interesy i teraz mu się to odbije czkawką? Co do lat, w których toczy się akcja będę musiała sobie poszperać, bo gdzieś w mojej podświadomości majaczy data z Kota na służbie, ale jakoś nie mogę jej wygrzebać bez pomocy. A teraz trochę z innej beczki. Jak wspomniałaś u mnie o bliźniakach Kubicach (mądry wyraz uszu? haha) to od razu pomyślałam o "siostrach" z mojego obozu. Dziewczyny tak podobne, jedna wyższa, druga sporo niższa, że każdy brał je za siostry, a tu się okazało, że są z jednego roku i się przyjaźnią. Taki szok... U nas też po każdej wycieczce szkolnej zostawał jakiś tekst. Warszawa zostawiła "Ja ciebie kochajo, ja cie bla blo blu" (nie pytaj) i ciągle śpiewaliśmy "Takiego Janicka". Nie ma to jak wycieczki... Nie będę już dłużej przynudzać. Trzymaj się i twórz dla nas swoje wybitne dzieła.

    pannanikt001.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowej playlisty jeszcze nie przesłuchałam, ale tamta nie była najgorsza. Nawet rozpoznałam dwa utwory (serio, przepraszam jeśli już to pisałam- jestem ostatnio dość zakręcona).
    Nie wiem, co mogę jeszcze napisać. Większość rzeczy skomentowałam ostatnio...
    Mam pewne pytanie... Czy mogę dodać twojego bloga do Czytanych (zakładka na blogu, która pojawi się we wrześniu)? Może głupie, ale nie wszyscy mogliby się zgodzić.
    I dzięki za komentarz u mnie- z interpunkcją nie popracuję, ale za wygląd już się wzięłam (powoli, ale jakieś efekty będą).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

1. Za dobre opinie dziękuję.
2. Za złe opinie tęż dziękuję.
3. Za hejty - a kij wam w oko.
4. Jeśli chodzi tylko o powiadomienie o nowej notce - piszcie w odpowiedniej zakładce.
5. Jeśli chodzi o spam - niech wam ręka uschnie.
Dziękuję za wysłuchanie, mówiła Kuroneko.